Katarzyna Sobolewska
Chadzający korytarzami PWST człowiek „niedzisiejszy”, przedwojenny sztubak z ciężkim
tornistrem własnego dziadka[1] – tak niekiedy wspomina
się Jana Klatę (ur. 1973), reżysera i dramatopisarza, który zarówno swoją
powierzchownością, jak i niekonwencjonalnym sposobem bycia od samego początku budził
mieszane uczucia najbliższego otoczenia. Irokez, kurtka z pagonami, do tego
ciężkie oficerki. Styl żołnierski, buntowniczy – przepełniony aurą dziwności,
by nie rzec dziwaczności. Z wczesnego okresu teatralnej aktywności pozostał
irokez, pagony, oficerki, bunt i ostrość widzenia – zmieniły się realia, a nade
wszystko treść stawianych sztuce scenicznej postulatów. Ekstrawagancja
osiągnęła status względnie oswojonej – wpisana została w ramy bieżącego
kontekstu, sam z kolei Klata, wyważając z pełnym impetem drzwi „przedsionka
nowego paradygmatu” (Sierakowski 2005, 14), okrzyknięty został przedstawicielem
młodego, zorientowanego politycznie teatru wyrosłego z niezgody na zastaną rzeczywistość
i szereg rządzących nią mechanizmów.
Sztuka sceniczna aspirująca do miana „zaangażowanej” w wolnej Polsce odrodziła się stosunkowo późno. Zwróceni ku problemom egzystencji artyści nie byli po roku 1989 szczególnie zainteresowani świadomym lub bezpośrednim wydawaniem opinii na temat zjawisk wykraczających swoim zasięgiem poza granice jednostkowego istnienia. Pierwszym bodaj twórcą, którego język odróżniał się od dotychczas funkcjonującego, był Krystian Lupa. Reżyser ten „pozwalał na luksusowe odwrócenie się od polityki i publicystyki, która opanowała wszystko, pozwalał zapomnieć o drugim obiegu, cenzurze, dawał szansę zająć się tym, co rzeczywiście istotne, czyli egzystencją” (Gruszczyński 2003, 5-6).
Podobną, choć silnie uwarunkowaną indywidualnym
stylem drogę wybiorą, niektórzy przynajmniej, uczniowie Lupy – przedstawiciele
tak zwanego pokolenia „młodszych zdolniejszych”, którzy na scenę polskiego
teatru wkraczać będą lawinowo po 1997 roku. To właśnie oni, ku uciesze lub
protestom krytyki, wypełnią pustkę po starym, wypalonym pokoleniu twórców,
podejmą też trud „oczyszczenia” teatru z dawnych przyzwyczajeń i naleciałości.
Bardziej radykalni przyjdą później – nieprzypadkowo zyskają przydomek, by użyć
eufemizmu, „nowych niezadowolonych”. Piotr Gruszczyński, pomysłodawca
wyróżnionych pojęć generacyjnych, w jednym z artykułów napisze:
teatr znowu się zmienił i ci, którzy
próbują go zdobyć, nie liczą się (na szczęście!) z opiniami deprecjonującymi
ich pierwsze prace. Są konsekwentni i pełni determinacji. Interesuje ich przede
wszystkim Polska, kraj, w którym jest raczej okropnie. Nie mają już w sobie
wdzięczności wobec kapitalizmu, widzą wszystkie jego potworności, widzą, jak
niszczy tkankę społeczną. Z drugiej strony pełno w nich niechęci do
konserwatywnej mentalności Polaków. Im się tu nie podoba, ale chcieliby tu żyć,
więc będą krytyczni i bezlitośni. (…) Pod wodzą Jana Klaty na sceny weszły
osobliwe oddziały teatralnych powstańców. Gdzieś tu maszeruje Przemysław
Wojcieszek, gdzieś Michał Zadara, Michał Borczuch, a także pisarze uprawiający
nową dramaturgię [Gruszczyński 2005].
Za początek oficjalnej manifestacji
zjawiska przyjmuje się rok 2005 – wtedy to Instytut Teatralny im. Zbigniewa
Raszewskiego zorganizował w Warszawie przegląd spektakli Jana Klaty – „największego
wojownika nowego teatru” (Gruszczyński 2006, 16). Stołecznej publiczności
zaprezentowano wówczas Lochy Watykanu, …córkę Fizdejki, Nakręcaną pomarańczę,
Fanta$y i telewizyjną wersję Rewizora.
Festiwal, z racji zarówno nieporozumień zrodzonych wokół przyświecającej mu
idei, jak i prowokacyjnej formy wystawień wyraźnie podzielił widzów, krytykę i
reprezentantów tak zwanego „środowiska”. Sam reżyser tłumaczył:
Kilka moich spektakli było przez parę dni granych
w dwóch warszawskich teatrach. Opowiadanie, że jest to rodzaj namaszczenia
na teatralnego boga, świadczy o złej woli opowiadającego. Nie czuję się
jak osoba, która dołączyła do panteonu i jest równa mistrzom. Klata
Fest był po prostu okazją, żeby warszawska publiczność, która nie ma czasu,
żeby jechać osiem godzin do Wałbrzycha, cztery do Gdańska czy pięć do Wrocławia
– miast, gdzie wystawiałem swoje przedstawienia – mogła je zobaczyć [Klata 2006b,
56-57].
Na efekt opisanej (i pożądanej zresztą)
polaryzacji Klata musiał jednak poczekać. Ukończywszy reżyserię w krakowskiej Państwowej
Wyższej Szkole Teatralnej[2] na
kilka dobrych lat utkwił w zawodowo-artystycznej próżni. Pomimo niepodważalnej
już dziś pozycji przypieczętowanej wieloma prestiżowymi nagrodami (m.in. Paszportem
„Polityki”, nagrodą im. Konrada Swinarskiego, Laurem Konrada) trudno nie
pamiętać czarno zapisanych w biografii twórcy kart – bezrobocie, brak uznania,
chodzenie (by nie rzec „odbijanie się”) „od drzwi do drzwi” teatrów, propozycja
reżyserskiej współpracy z branżą pornograficzną (kategorycznie odrzucona),
wreszcie praca w komercyjnej telewizji, na dłuższą metę ograniczająca możliwość
artystycznego rozwoju. Perspektyw wcale nie poszerzały atrakcyjne „warunki
wyjściowe”, na które złożyły się wczesne osiągnięcia i już za młodu wypracowany
dorobek – m.in. sztuka Słoń zielony, napisana w wieku 12 lat, drukowana w „Dialogu”
(Klata 1987), prezentowana w kraju i za granicą; tomik
Świnks. Prometeusz
(Klata 1992)[3],
zbierający młodzieńcze utwory poetyckie, małe formy prozatorskie i scenariusz
filmowy (Minałto 2005, 131); współpraca z Krzysztofem Kieślowskim, a w
późniejszym okresie asystentura u mistrzów: Jerzego Grzegorzewskiego, Jerzego Jarockiego,
wreszcie Lupy. Ten ostatni we wspomnieniach przywoła szereg cech pośrednio
świadczących o niebywałej precyzji, a także niepodatnej na koniunkturę
bezkompromisowej postawie twórcy:
(…) Klata budził we mnie ambiwalentne
uczucia. Coś wyrazistego od początku się w nim tliło. Był bardzo ostro widzącym
człowiekiem, spostrzegawczym, mającym szczególne poczucie humoru (…).
Asystenci, z którymi wtedy pracowałem [podczas realizacji Płatonowa oliwkowego, dyplomu aktorskiego PWST – przyp. K.S.]
ciągle przychodzili do mnie z wątpliwościami, ze znakami zapytania, a Klata
przeciwnie – chciał mieć święty spokój. Poprosił, że chciałby pracować w
skupieniu, bez moich interwencji. (…) To, co zaproponował, było rewelacyjne. To
była gotowa scena, którą od razu można było wkleić do spektaklu. Nic mu nie
zmieniłem, chociaż – być może – sam zrobiłbym ten akt inaczej, może gorzej
[Lupa 2005, 6].
Oznaki swoistego ugrzęźnięcia w
trybach „łatwego zarabiania na rodzinkę”[4] pierwsza dostrzegła
Justyna Łagowska – scenograf, prywatnie zaś żona reżysera. „Klata – miała zwrócić
się pewnego dnia do męża – coś niedobrego się z tobą dzieje, tobie brzuch rośnie”
(Sułek 2003, 96). Słowa te z perspektywy czasu uznać należy za sprawcze i
przełomowe – pod ich wpływem Klata natychmiast zmienił kurs, co zaowocowało
napisaną i wysłaną (pod pseudonimem „Grzegorz Jarzyna”) w 2002 roku na konkurs wrocławskiej
EuroDramy sztuką pt. Uśmiech grejpruta (Klata
2003)[5]. Tak odważna decyzja,
niepozbawiona wątpliwości i obaw, okazała się strzałem w dziesiątkę i być może
ostatnią, szczęśliwie podjętą przez reżysera, próbą sprostania uśpionym
aspiracjom. Docenioną przez komisję konkursową sztukę – w ramach wyróżnienia – dane
było samemu autorowi zrealizować w grudniu tego samego roku na deskach Sceny
Kameralnej wrocławskiego Teatru Polskiego[6]. Klata już wówczas pokazał,
że przedmiotem jego zainteresowania jest rzeczywistość społeczna i toczące nią
przypadłości – zaślepienie konsumpcyjnym stylem życia, cynizm jednostek,
wreszcie kryzys religii i upadek wartości (wątki te w różnych konfiguracjach
powracać będą w kolejnych pracach reżysera). Efekt artystyczny warsztatowej
realizacji sprawił, że o Klacie zrobiło się głośno. Pojawiła się pierwsza
poważna propozycja współpracy, którą zdecydował się wysunąć Piotr Kruszczyński,
ówczesny dyrektor artystyczny Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w
Wałbrzychu. To właśnie na wałbrzyskiej scenie w 2003 roku Klata już oficjalnie
zadebiutuje Rewizorem Mikołaja Gogola
(30.03.2003), wyznaczając tym samym początek nie tylko trwającego do dziś
okresu intensywnej współpracy z najważniejszymi scenami (polskimi i zagranicznymi),
lecz również nowej tendencji, która od tej pory dominować będzie w niemal
każdej dyskusji podejmującej refleksję nad kształtem i kondycją współczesnego
polskiego teatru.
Teatr Jana Klaty, do bólu traktujący o
polskości, wyrasta z krytyki sfer konstytuujących najważniejsze obszary systemu
społecznego – ekonomicznej, historycznej, obyczajowej. Obszary te, wpisane w
kontekst wybranej podstawy literackiej, poddawane są każdorazowo gruntownej
analizie (zarówno w ujęciu synchronicznym, jak i diachronicznym), co w efekcie
pozwala obnażyć mechanizm ich nieudolnego funkcjonowania. Sam przebieg procesu
ujawniania „niedowładów” jest w omawianym przypadku osobliwy – Klata, pomimo
jasno sprecyzowanych poglądów na sztukę i rzeczywistość, daleki jest od
uprawiania prostej publicystyki lub agitowania na rzecz określonych postaw. Nie
udziela jednoznacznych odpowiedzi, nie proponuje też gotowej recepty, która
miałaby dopomóc w rozwiązaniu szeregu palących problemów. Zadanie to pozostawia
odbiorcy – świadkowi wydarzeń budowanych na zasadzie zderzania skrajnych racji,
poglądów, zachowań. Należy przy tym dodać, że Klata jawnie deklaruje swoje
przywiązanie do tradycji chrześcijańskiej, co wielu komentatorom skłonnym
przypisywać mu „orientację lewicową”, może wydać się zaskakujące. Twórca
tłumaczy jednak, że jego postawa jest ewangeliczna, w samej zaś Ewangelii tkwi
ogromny potencjał tego, co przyświeca działaniom środowisk lewicowych (Klata
2005a, 37). Można zaryzykować stwierdzenie, że wiara jest najtrwalszym i
najgłębiej osadzonym filarem twórczości reżysera.
W moich spektaklach – powie w
jednym z wywiadów – wartości chrześcijańskie występują jako pewna droga, na
którą bohaterowie albo nie chcą wstąpić, albo (…) wstępują, ale okazuje się, że
błądzą. Wartości chrześcijańskie to dla mnie ważny układ odniesienia, rodzaj
Wielkiego Wozu [Klata 2006b, 56-57].
We wrocławskich Lochach Watykanu według André Gide’a (9.01.2004) Klata wyraźną
kreską zarysował świat zdegradowanych wartości, religijnego kiczu, fanatyzmu i
obłudy; w krakowskich Trzech stygmatach
Palmera Eldritcha według Philipa K. Dicka (14.01.2006) snuł opowieść o „nowym bogu” sprzedającym ułudę, a także kryzysie
zdominowanej przez popkulturę duchowości. Kilka lat później na tej samej
scenie Starego Teatru twórca – biorąc na warsztat tekst Romana Jaworskiego pt. Wesele hrabiego Orgaza. Powieść z pogranicza
dwóch rzeczywistości (11.06.2010) –
poszukiwać będzie zalążków nowej wiary i metafizyki, z kolei w
zamerykanizowanej wersji powieści Anthony’ego Burgessa – wrocławskiej Nakręcanej pomarańczy (23.04.2005)[7], w sposób bezwzględny i
obrazoburczy zapyta o naturę zła. Warto nadmienić, że wypełniane przez Klatę
role (lub powołania): katolika i artysty, wbrew pozorom nie próbują się przezwyciężać
– „dążą” raczej do zawarcia korzystnego i satysfakcjonującego kompromisu.
Obopólna zgoda zawiązuje się jednak dopiero pod warstwą powierzchownie
percypowanych znaczeń, dlatego nie zawsze bywa dostrzeżona i poprawnie
zdefiniowana. Świadomość powinności i obwarowań narzucanych z jednej strony
przez tezy Dekalogu, z drugiej zaś – misję artysty, pozwala Klacie za każdym
niemal razem doprowadzić przedmiot naturalnie wywołanego sporu do wspólnego
mianownika, konstruowanego jednak raczej na modłę Gombrowiczowską, przez co
uderzającego w dominującą na wielu poziomach społecznego dyskursu
stereotypowość. Nierzadko jedynym sposobem na ocalenie
wartości jest ich sprofanowanie – decydując się na ten chwyt Klata niejednokrotnie z równą siłą uderza we własne
przekonania. Od widza oczekuje wtedy krytycznej postawy i pogłębionej refleksji
nad zrodzoną wskutek ścierania się na scenie rozmaitych sensów treścią. Odbiorcom
mniej odpornym lub bardziej opornym zwykle już w pierwszych 30 minutach serwuje
szereg chwytów mających na celu skutecznie „oczyścić atmosferę” na widowni. Twórca profanuje, jak sam stwierdza, z miłości i głębokiego
przywiązania:
Gdybym był Szwajcarem, to pokazywałbym
w ten sposób Szwajcarię – z miłości do niej. Nie kocham Szwajcarii,
kocham Polskę. Im bardziej się kogoś kocha, tym pilniej się go obserwuje
i więcej rzeczy się w nim dostrzega, także tych złych. Myślę, że
w tym, co opowiadam na temat Polski i rodaków, jestem bliski wizji
patriotyzmu wyrażonej w prostym wierszyku przez mojego idola Cypriana
Norwida: „Czy ten ptak własne
gniazdo kala, co je kala, czy ten, co mówić o tym nie pozwala?” Głaskanie
i lukrowanie wrzodów nie jest niczym dobrym [Klata 2006b, 56-57].
Chętnie podejmowanym przez Klatę tematem
jest zagadnienie pamięci historycznej nierzadko łączone z analizą mitów
polskości, w tym także
efektów ich oddziaływania i wpływu na kondycję wybranych obszarów społeczeństwa.
W przywołanym już Rewizorze reżyser
zdecydował się, zgodnie z właściwą sobie strategią odważnego odczytywania i
uwspółcześniania klasyki, przenieść dzieło Gogola w realia epoki gierkowskiej,
uchodzącej, jak zwykło się twierdzić, za okres (pozornej jednak) stabilizacji.
Wskutek tak pomyślanego zabiegu udało się twórcy po pierwsze obnażyć hipokryzję
i mechanizm funkcjonowania komunistycznych elit i społeczności, po drugie zaś –
wykryć źródła współczesnych postaw, w tym swoistą paralelę między wybranymi
elementami konstytuującymi ustrój miniony i obecny. Sam wybór dramatu nie był
przypadkowy – reżyser dowiódł, jak wszechstronne jest jego myślenie o teatrze.
Nie liczy się wyłącznie przestrzeń sceniczna. Równie ważny okazuje się rozległy
i dalece wykraczający poza mury budynku teatralnego kontekst – mentalny, topograficzny,
historyczny. Tak rozumiany proces „obudowywania” analizowanego materiału
wzbogaca strukturę artystyczną spektaklu o szereg czasem nieuchwytnych, lecz
silnie pracujących na efekt końcowy znaczeń: „Staram się – mówi twórca –
dobierać teksty dramatów tak, by pasowały do miejsc i społecznego kontekstu, w
którym mają zaistnieć. Stąd Rewizor w
Wałbrzychu, Hamlet w Stoczni
Gdańskiej. Nie było w tym żadnego przypadku” (Klata 2006a, 18).
Osadzenie H. według Hamleta Williama
Szekspira (Teatr Wybrzeże, w Gdańsku; 2.07.2004) w przestrzeniach Stoczni było
kolejnym ważnym zamysłem reżyserskim nader jasno definiującym ideę przewodnią
realizacji. Ten zdewastowany pomnik „Solidarności”, niegdyś miejsce wielkich
przeobrażeń i narodowego kultu, pozwolił w sposób naturalny nadbudować
znaczenia i symbolikę, których nie wygenerowałaby żadna inna przestrzeń lub
scenograficzna aranżacja. Opustoszałe hale połączyły przeszłość z teraźniejszością.
Tę pierwszą w bardziej zamierzchłej postaci przywoła stary Hamlet (Jerzy Gorzko)
ubrany w husarską zbroję – niczym uosabiająca dawną świetność i tradycję
halucynacja nakaże o sobie pamiętać. Kształt nowej wolnorynkowej
rzeczywistości, na której czele stoi teraz lubujący się w dobrych winach Klaudiusz
(Grzegorz Gzyl) jest nie do zaakceptowania przez idealistycznie usposobionego i
wściekłego Hamleta (Marcin Czarnik). Adaptacyjną oś Szekspirowskiego dzieła ustanowiły
tu dwa zasadnicze tematy – problem roztrwonionych ideałów i wyrugowanej z
pamięci przeszłości.
W zrealizowanej w 2004 roku wałbrzyskiej …córce Fizdejki według Janulki, córki Fizdejki Stanisława
Ignacego Witkiewicza (18.12.2004) reżyser, podejmując otwartą grę z utartymi w
zbiorowej świadomości mitami, zadał pytanie o stan mentalny rodaków, w tym
także o skutki akcesji Polski do struktur zjednoczonej Europy. Sceniczna wersja
silnie zdekomponowanego utworu Witkacego skonstruowana została ze składników powszechnie
(nierzadko też bezrefleksyjnie) uznawanych za dumę i budulec polskiej
tożsamości narodowej, w tym z elementu naczelnego – prospektu Bitwy pod Grunwaldem Jana Matejki stanowiącego
zasadnicze tło dla wybranych wątków i słowno-ruchowych gier. Neo-Krzyżacy jako
niemieccy komisarze Unii Europejskiej symbolizujący cywilizacyjny postęp; bojarzy
litewscy kreowani przez statystów – wałbrzyskich bezrobotnych; wreszcie
groteskowo-błazeńska prezentacja choreograficznych cytatów, wśród których nie
sposób nie rozpoznać kluczowych dla polskiej historii momentów i artefaktów – poza
Rejtana, skok przez mur, machanie wyimaginowaną szablą. Mity przyjdzie Klacie jawnie burzyć także w Sienkiewiczowskiej Trylogii zrealizowanej w krakowskim
Starym Teatrze w ramach festiwalu re_wizje/sarmatyzm (21.02.2009), a
także w Utworze o Matce i Ojczyźnie wystawionym
na deskach Teatru Polskiego we Wrocławiu (6.01.2011). Nad konstrukcją pierwszego
z wymienionych bez wątpienia czuwał duch autora Ferdydurke, ważnymi składnikami okazały się przy tym silnie
zarysowana epickość i kabaretowy styl prowadzenia narracji. Reżyser wraz z
dramaturgiem Sebastianem Majewskim podjęli próbę po pierwsze rozbicia mitu
Polski mesjanistycznej, oblężonej i bezwzględnie walecznej, po drugie zaś –
obnażenia fundamentów budowanego przez lata wyobrażenia o krzepiących właściwościach
literackiego pierwowzoru. Z kolei w Utworze
o Matce i Ojczyźnie Bożeny Keff zdemitologizował Klata figurę ofiary – człowieka spętanego wspomnieniem o własnej historii i zaznanym
cierpieniu: „Gdyby twoje życie – powie matka – było równie tragiczne jak
moje; Mogłabym czasem z tobą porozmawiać jak z kimś; Kto ma legitymację
istnienia; Lecz ty nie znasz tych cierpień, wolna od tych krzywd, od esencji
życia” (Keff 2008, 58). Prywatną i zarazem toksyczną relację rodzinną zaprezentowano
na wielu poziomach – od jednostkowego (intymna więź matki z córką, samotność),
po ogólny (kwestia wadliwie zdefiniowanej tożsamości zbiorowej, antysemityzmu, kobiety
– niewolnika). Reżyser, czyniąc punktem wyjścia poemat Keff, dokonał analizy
polskości. Takiej zgnębionej,
niewinnej, tej, która zawsze ściga się z innymi i z sobą samą, kto jest większą
ofiarą i kto wycierpiał więcej.
(…) Lubimy o sobie myśleć jako
o niewinnym człowieku Europy, gnębionym przez sąsiadów, zdradzanym przez
sojuszników, przelewającym krew za innych. (…) [Cierpienie ofiary] jest jak
trofeum, każdy próbuje sobie uszczknąć kawałek z tego tortu bólu i łez. A przy
okazji – zainfekować nim pozostałych, najbliższych, przekazać im jak
dziedzictwo [Klata 2011, 17].
Podobny, choć nieco inaczej zaakcentowany
zamysł towarzyszył twórcy podczas pracy nad wystawionym w 2006 roku na deskach
Wrocławskiego Teatru Współczesnego Transferem!
(koprodukcja z Hebbel am Ufer w Berlinie; 18.11.2006)[8]. Tematem przewodnim tego,
by zaryzykować określenie, steatralizowanego dokumentu stał się problem przesiedleń,
do których w przeszłości zmuszani byli reprezentanci dziś już starszego pokolenia
Polaków i Niemców. Podstawę tekstową realizacji ustanowiły spisane i przystosowane
do warunków sceny prywatne historie naocznych świadków wydarzeń wojennych i
powojennych (w projekcie o swoich losach opowiada zarówno polska, jak i
niemiecka grupa uczestników), częściowo przynajmniej obalające utrwaloną w
zbiorowej świadomości opinię o jednostronnym wymiarze zaznanego cierpienia i obarczenia
winą. Kontrastem i jednocześnie komentarzem dla dramatycznych wspomnień
naturszczyków stał się opracowany przez Klatę, odegrany zaś przez
profesjonalnych aktorów „wątek jałtański”, w którym usytuowana na podwyższonej
platformie Wielka Trójka[9], stylizowana od czasu do
czasu na zespół rockowy, w sposób groteskowy i karykaturalny debatuje nad
kształtem powojennej Europy.
W konwencji dokumentalnej utrzymane zostało
także (wystawione jedynie cztery razy) półgodzinne widowisko zrealizowane w
2007 roku dla Muzeum Powstania Warszawskiego pt. Triumf Woli (1.08.2007). Datę
premiery nieprzypadkowo wyznaczono na 1 sierpnia – w rocznicę wybuchu powstania
warszawskiego. Jedno z wydarzeń tamtego okresu – pogrom warszawskiej Woli[10] – odżyło za sprawą
scenariusza utkanego ze wspomnień niemieckich żołnierzy, w tym jednego z katów,
generała Heinza Reinefartha, któremu nigdy nie udowodniono winy za popełnione
zbrodnie. Powstało dokumentalne widowisko o ludzkiej nikczemności, a także
potworności totalitaryzmu. O tym, co ten system potrafił zrobić z człowiekiem (Kuc
2007, 13).
W swoich pracach reżyser, ujmując się za
najsłabszymi i najbiedniejszymi, bezkompromisowo rozlicza także zachodni model
kapitalistycznego porządku, który w praktyce zdaje się raczej „pobudzać
niedosyt” i z premedytacją przeczyć założeniom bezwzględnej wolności i
dobrobytu. Krajobraz porewolucyjnej rzeczywistości przegranych i zmarginalizowanych
trafnie zobrazował przygotowany przez Mirka Kaczmarka projekt scenograficzny
wrocławskiej Sprawy Dantona Stanisławy Przybyszewskiej (29.03.2008) – na podłożu
usypanym grubą warstwą szarych trocin zaaranżowano chwiejną i niestabilną konstrukcję
„kartonowego miasta”. Oto strefa przejściowa – współczesne slumsy, w których
rezydują przegrani w społecznej walce o byt. Problem przyspieszenia w sferze
gospodarki, w tym reperkusje przywołanego procesu ukonstytuowały strukturę
takich spektakli jak Fanta$y według Juliusza
Słowackiego (Teatr Wybrzeże w Gdańsku; 16.10.2005), Ziemia obiecana według Władysława Reymonta z hasłem przewodnim
„greed is good” (przedstawienie, obecnie wystawiane we wrocławskim Teatrze
Polskim, swoją premierę miało 10.09.2009 roku w dawnej fabryce Karola
Scheiblera w Łodzi)[11],
Kazimierz i Karolina według Ödöna von
Horvátha (Teatr Polski we Wrocławiu; 23.10.2010) czy też Weź, przestań (TR Warszawa – debiut stołeczny; 21.04.2006) na
podstawie sztuki własnego autorstwa (Klata 2005). Indywidualne historie ludzkie
zderzone zostały tu z brutalną, niekiedy plastikową codziennością (blokowisk,
fabryk, supermarketów, ulic), którą niepodzielnie rządzi pieniądz – jednym
zagwarantuje awans, innych (jak w przypadku bohaterów Weź, przestań) zepchnie na sam dół społecznej hierarchii.
Krytyka współczesnego świata obejmuje także
sferę oddziaływania środków masowego przekazu, w tym składników kultury
popularnej wywierającej przemożny wpływ na procesy myślowe swoich użytkowników.
Diagnozę rzeczywistości przesiąkniętej bezrefleksyjnie przyswajanym kiczem i medialną
„papką” ukazał twórca w wystawionej na deskach
Starego Teatru w Krakowie Orestei Ajschylosa
(25.02.2007). Światem rządzą tu bogowie
– przystojni, dobrze zbudowani piosenkarze (Błażej Peszek jako Apollo) i
ponętne prezenterki telewizyjne (Anna Radwan-Gancarczyk jako Atena)[12], a decyzje podejmowane
przez bohaterów inspirowane są motywacjami przypisanymi najrozmaitszym figurom
popkultury (grany przez Piotra Głowackiego Orestes – planując strategię odwetu –
wzoruje się na postaci z komiksu The
Punisher). Spektakle o zbliżonej tematyce, z silniej jednak zaakcentowanym
źródłem przemian zrealizuje Klata poza granicami kraju. Przez pryzmat Ryszarda III Szekspira (Schauspielhaus
Graz, Austria; 6.10.2006) i Ameryki Franza Kafki (Schauspielhaus Bochum, Niemcy; 28.04.2011)
opowie o imperialistycznych skłonnościach Stanów Zjednoczonych, w tym dominacji
amerykańskich wzorów kultury degradujących pluralizm i wartości rodzimej
europejskiej tradycji. W innej z kolei zagranicznej realizacji pt. Shoot/Get Treasure/Repeat Marka
Ravenhilla (Düsseldorfer Schauspielhaus, Niemcy; 9.01.2010), sytuując akcję w
poczekalni lotniska – współczesnym epicentrum permanentnej inwigilacji – ukaże strefę
ograniczonej wolności i wszechogarniającego strachu przed naruszeniem
wypracowanego przez zachodnią cywilizację „porządku”.
W teatralnym programie autora Uśmiechu grejpruta nie zabrakło przy tym
„radykalnego komunikatu politycznego” i refleksji nad
istotą rewolucji (Szewcy u bram według Szewców
Witkacego i Rewolucji u bram. Pism Lenina
z roku 1917 Slavoja Žižka z TR Warszawa; 11.11.2007, a także wspomniana już Sprawa
Dantona z wrocławskiego Teatru Polskiego), błyskotliwej satyry na ustrój
i społeczeństwo (Szajba Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk,
Teatr Polski we Wrocławiu; 8.05.2009), wreszcie obrazu świata „post”, będącego
uwolnioną od logiki i głębokiego sensu mozaiką rozmaitych strzępów
rzeczywistości – tę formę najdobitniej zaprezentuje reżyser w bydgoskim Witaj/Żegnaj na podstawie 365 Dni/365 Sztuk
Suzan-Lori Parks (Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy; 5.10.2008).
Nie należy sądzić, że zasugerowane wątki wyczerpują strukturę i tematykę
przedstawień, do których zostały przypisane – to motywy przewodnie, swoiste
dominanty obudowane jednak gęsto siecią kolejnych odniesień (do historii,
patriotyzmu, martyrologii, przesądów, religii, popkultury), wobec których
reżyser nigdy nie pozostaje obojętny.
Nie sposób nie wspomnieć o aspekcie
formalnym – strategiach adaptacyjnych, których specyfika pozwala Klacie nader efektownie
formułować sceniczny komunikat. Teatralny świat konstruowany jest tu przy pomocy
dwu podstawowych technik nieprzypadkowo wywiedzionych z kultury muzycznej: samplingu i skreczowania. Pierwsza z wymienionych[13] to inaczej „próbkowanie”
– odpowiedź na fragmentaryczność współczesnego świata, którego niepodobna
ujarzmić, tym bardziej złożyć w logiczną całość. Z najrozmaitszych źródeł i tworzyw:
utworów muzycznych, wideoklipów, filmów, spotów reklamowych,
komiksów itp., twórca pobiera próbki, które następnie łączy otrzymując szereg
zaskakująco skonfigurowanych efektów. Powstałe z kolei wskutek zastosowania
drugiej techniki skrecze mentalne
mają na celu nadać fakturze przedstawienia cechę „chropowatości” – to wszystkie
te elementy, które nie budują pierwotnej struktury adaptowanego tekstu, lecz są
wyłącznie autorskim dodatkiem reżysera[14]. Wrzuciwszy tekst do
„samplera” twórca cytuje, wycina, usuwa, dodaje, gra kontekstami i skrótami
myślowymi, brawurowo rozmienia znaki językowe na porządek obrazów, a nade
wszystko dźwięków. O współczesnej rzeczywistości opowiada językiem wywiedzionym
z konstytuujących ją elementów. W taki oto sposób powstają sceniczne „remiksy
literatury” – mocno zdekonstruowane, przez co odważne i nowatorskie
inscenizacje, którym nierzadko zarzuca się powierzchowność, nieuzasadnioną alinearność,
samemu zaś reżyserowi – destrukcję pierwotnych sensów i prowokacyjne działanie „wbrew
autorowi”. Należy jednak zaznaczyć, że akt rozbijania struktury dzieła i
wtłaczania wybranych jej składników w odmienną formę niemal zawsze poprzedzony
jest wnikliwym badaniem szerokiego kontekstu i wszechstronną analizą całości opracowywanego
materiału. Klata interpretuje w pełnym tego słowa znaczeniu. Nowe właściwości
scenicznych wersji komunikowane są odbiorcy bardzo wyraźnie – m.in. poprzez zabieg
przekształcenia tytułu (Fanta$y, Szewcy u bram, …córka Fizdejki, H.),
dodania fundamentalnego przyimka „według” lub zastąpienia pełnych nazw ich
zredukowanymi odpowiednikami. Wbrew pozorom twórca nie burzy materii
adaptowanego tekstu z premedytacją, nie godzi się też na nieuzasadnioną prowokację.
Jeśli spróbuje się podejść – powie w
jednym z wywiadów – do autorów w sposób nieoczywisty, świeży, być może, chociaż
wcale nie jest powiedziane, że to się udaje od razu, odkryje się na nowo
pytania ukryte w tych tekstach, w tych postaciach – wszystko to, co się w nich
wydarza [Klata 2007, 102].
Manifestowana na polu sztuki teatru niezgoda
na kształt zastanej rzeczywistości czyni z Klaty reżysera zaangażowanego,
komentatora współczesności demaskującego każdy najsłabiej nawet utarty w
zbiorowej wyobraźni stereotyp. Szeroko przy tym definiować należy przypisaną działalności
twórcy polityczność, która – podobnie jak u René
Pollescha – nie polega już wyłącznie na prostym i wąskim przeciwstawianiu
politycznych sił i racji (prawica kontra lewica). Jest raczej zawłaszczającą
szeroki kontekst opozycją przebiegającą na linii dwóch procesów: spowolnienia i
przyspieszenia – w gospodarce, w filmie, w miłości, w życiu (Carlson 2002, 90). Aby osiągnąć wyznaczone cele twórca uderza w
skostniałe przyzwyczajenia – drażni odbiorcę przekazem pełnym niewygodnych treści,
a także szorstką formą budowaną z wielu, często nieprzystających i genetycznie
odległych komponentów. Na swoje spektakle zaprasza widzów, którym dotychczasowe
anachroniczne i zachowawcze propozycje nakazywały omijać teatr z daleka[15]. To właśnie oni jeszcze
do niedawna skłonni byli bez wahania wybrać dobry film, koncert lub grę komputerową
– dziś szczególny rodzaj zestawienia wymienionych form odnaleźć mogą u Klaty.
Wybierają teatr.
Jan Klata, z coraz mniejszym skrępowaniem
określany mianem klasyka, pozostaje wierny swoim poglądom, wypracowanym
strategiom i wizerunkowi. Zgodnie zaś z literą ogłoszonego niegdyś „najkrótszego
manifestu świata”, niegasnąco i z równą żarliwością zdaje się cieszyć, że jest
wojna[16].
Literatura
Carlson
M., 2002, René Pollescha „Trylogia z
Prateru”, „Dialog”, nr 10.
Gruszczyński
P., 2003, Ojcobójcy: młodsi zdolniejsi w
teatrze polskim, Warszawa.
Gruszczyński
P., 2005, Bilans 2005. Kultura,
„Tygodnik Powszechny”, nr 1.
Gruszczyński
P., 2006, Nowi niezadowoleni,
„Tygodnik Powszechny”, nr 24.
Keff B., 2008, Utwór o Matce i Ojczyźnie, Kraków.
Klata J., 1987, Słoń zielony, „Dialog”, nr 5.
Klata J., 1992, Świnks. Prometeusz, Warszawa.
Klata J., 2003, Uśmiech grejpruta, w: Sułek H., red., Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory
teatralne:
antologia najnowszego dramatu polskiego w
wyborze Romana Pawłowskiego, Kraków.
Klata J., 2004, ***,
„Notatnik Teatralny”, nr 35.
Klata J., 2005a, W Polandzie, rozm. przepr. Mieszkowski
K., „Notatnik Teatralny”, nr 38.
Klata
J., 2005b, Weź, przestań, w: Sugiera
M., Wierzchowska-Woźniak A., red., Echa,
repliki, fantazmaty:
antologia nowego dramatu polskiego, Kraków.
Klata J., 2006a, Konserwatywna prowokacja, rozm. przepr.
Janowska K., Mucharski P., „Gazeta
Wyborcza”, nr 54.
Klata J., 2006b, Wojna trwa, rozm. przepr. Kyzioł A.,
„Polityka”, nr 5.
Klata J., 2007, Polityka sztuki, rozm. przepr. Stępkowska
K., „Notatnik Teatralny”, nr 45/46.
Klata J., 2011, Wyścig ofiar po współczucie według Jana
Klaty, rozm. przepr. Derkaczew J., „Gazeta
Wyborcza”, nr 4.
Kuc M., 2007, Systematyczne ludobójstwo widziane oczami
Niemców, „Rzeczpospolita”, nr 177.
Lupa
K., 2005, Dziwny dynamit, rozm.
przepr. Maciejewski Ł., „Notatnik Teatralny”, nr 38.
Minałto J., 2005, Kronika, „Notatnik Teatralny”, nr 38.
Sierakowski S., 2005, Uderz silniejszego!, „Notatnik
Teatralny”, nr 38.
Sułek H., red., 2003, Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory
teatralne: antologia najnowszego dramatu polskiego w wyborze Romana Pawłowskiego,
Kraków.
Katarzyna
Sobolewska
„Postscriptum
Polonistyczne” 2011, nr 2 (8).
w.
uzup.
[2] Na Wydział
Reżyserii Dramatu Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie twórca przeniósł
się po dwóch latach studiowania w warszawskiej PWST.
[6]
Prapremiera spektaklu warsztatowego odbyła się 5.12.2002 roku podczas I
Wrocławskiego Forum Dramaturgii Współczesnej EuroDrama 2002, z kolei premiera w
ramach Sceny Nowej Dramaturgii – 6.04.2003 roku. „W plebiscycie widzów
pierwszej EuroDramy spektakl Uśmiech
grejpruta tylko jednym głosem przegrywa z Od dziś będziemy dobrzy Pawła Sali w reżyserii Łukasza Kosa”
[Minałto 2005, 132].
[13]
Pojęcie samplingu wywiedzione zostało
z kultury muzycznej (klubowej), a także z marketingu. Powszechnie uznaje się,
że definicję teatralnego samplingu na
gruncie polskim po raz pierwszy sformułował Jan Klata.
[14] Skreczem mentalnym jest na przykład upostaciowany w Sprawie Dantona symbol wolności, rewolucji, terroru (w tej roli Kinga Preis), a także monolog o gatunkach win i scena castingu w H.
[15] Doświadczenie to bliskie jest samemu reżyserowi: „W liceum – wyznaje w jednym z wywiadów – ja i moi przyjaciele byliśmy na etapie narkotycznego wręcz pochłaniania ogromnych dawek kultury. To były płyty, także z muzyką poważną, filmy, koncerty, malarstwo. Wszystko, tylko nie teatr” [Klata 2006b, 56-57].
[14] Skreczem mentalnym jest na przykład upostaciowany w Sprawie Dantona symbol wolności, rewolucji, terroru (w tej roli Kinga Preis), a także monolog o gatunkach win i scena castingu w H.
[15] Doświadczenie to bliskie jest samemu reżyserowi: „W liceum – wyznaje w jednym z wywiadów – ja i moi przyjaciele byliśmy na etapie narkotycznego wręcz pochłaniania ogromnych dawek kultury. To były płyty, także z muzyką poważną, filmy, koncerty, malarstwo. Wszystko, tylko nie teatr” [Klata 2006b, 56-57].
[16]
Pełna treść manifestu poprzedzona przedmową autora („Długo myślałem długo pisałem,
długo skreślałem, co napisałem. Zostało to, co najważniejsze”) brzmi: „Do
rozwoju potrzeba dwóch rzeczy: pokarmu i przeciwnika. Pokarm mam. Cieszę się,
że jest wojna”
[Klata 2004, 114].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz